W piątkowym trzęsieniu ziemi o sile 6,8 w skali Richtera, najsilniejszym, jakie nawiedziło Maroko od ponad stulecia, zginęły co najmniej 2862 osoby, a ponad 2500 zostało rannych, co wyniszcza społeczności już zmagające się z ubóstwem i izolacją. W niedzielę rząd Maroka poinformował, że przyjął część pomocy zagranicznej na akcję ratunkową, w tym od Hiszpanii, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Kataru i Wielkiej Brytanii.
Jednak inne rządy, w tym Niemcy, biorąc pod uwagę ogrom wyzwania i kurczący się czas pozostały do znalezienia ocalałych, przyjęły swoje oferty pomocy w milczeniu, zamieszaniu i konsternacji.
50-osobowy zespół niemieckiej Agencji Pomocy Technicznej zebrał się w weekend na lotnisku Kolonia-Bonn, ale w niedzielę został odesłany do domu. Ratownicy wylądowali także w innych częściach Europy, w tym we Francji.
W poniedziałek w strefie trzęsienia akcję ratunkową prowadzili ratownicy, w tym żołnierze i pracownicy rządowej obrony cywilnej, ochotnicy z sektora prywatnego i lokalni mieszkańcy, którzy przekopywali gruz, aby ratować krewnych, często rękami. Nad głowami przeleciały wojskowe helikoptery, najwyraźniej próbujące dotrzeć do najbardziej odległych miejsc.
W Asni, około 40 km na południe od Marakeszu, utworzono wojskowy szpital polowy i obóz dla przesiedleńców dla ludności cywilnej ze zniszczonych społeczności w okolicznych górach. W szpitalu polowym przystosowanym do operacji nie było pacjentów, ponieważ w poniedziałkowy poranek żołnierze spieszyli się, aby ją dokończyć, a kilka pobliskich ambulansów stało bezczynnie.
Służba obrony cywilnej Maroka rozstawiła 30 namiotów dla rodzin, a czasem nawet podwoiła je. Wewnątrz kobiety i dzieci siedziały na grubych matach rozłożonych na podłodze. Czajniki do herbaty umieszczano w zbiornikach z propanem. Po dwóch dniach spędzonych w obozie zakurzone małe dzieci bawiły się w ziemi. Rodzina przebywająca w namiocie powiedziała, że otrzymała od rządu trochę żywności i zapasów, ale bez pomocy grup prywatnych to nie wystarczy.
Nie ma toalet, więc kiedy ludzie muszą skorzystać z toalety, udają się do jednego z pobliskich, zrujnowanych domów – powiedziała jedna z kobiet.
W Elbor, małej górskiej wiosce położonej nad zbiornikiem Ouirgane, zespół ratowników armii marokańskiej od wczesnego sobotniego poranka dzień i noc pracował nad wydobyciem ciał spod gruzów. Jeden z nich, Imad Elbachir, powiedział, że zaraz po trzęsieniu ziemi natychmiast wysłano na miejsce cztery ekipy ratowników, w sumie 44 pracowników.
W sobotę rano udało im się wyciągnąć dwóch ocalałych, w tym 12-letniego chłopca o imieniu Hamza. Elbachir powiedział, że z niewielkimi obrażeniami trafił do szpitala, ale w całkowitym szoku stracił całą rodzinę.
Od tego czasu przy pomocy dużej koparki i ludzi z wioski starannie ekshumowano zwłoki. Zwłoki obmyto w stecherach zgodnie z obrządkiem muzułmańskim, a następnie pochowano na cmentarzu na zboczu wzgórza, na skraju wsi.
Według stanu na poniedziałek w południe Elbachir poinformował, że ratownicy wojskowi odnaleźli 14 ciał. Pozostało tylko trzech. Jedno należało do 7-letniego chłopca o imieniu Badr, którego matka, Habiba, leżała na pobliskiej polanie, aby pochować swojego jedynego syna.
Cała jej rodzina – rodzice, mąż, dwóch braci i ich żony – zginęła w trzęsieniu ziemi, które zamieniło ich dom w drewno, beton i kruszącą się czerwoną glinę.
Wiejskie kobiety dotknęły głowy Habiby i potarły jej czoło. „Dzięki Bogu, przynajmniej umarł blisko ciebie, więc możesz go pochować” – szepnęła do niej kobieta.
Za rogiem ratownicy użyli koparki, łopat i gołych rąk, aby oczyścić drogę do Badr. Nagle mężczyzna przywołał koc i pobiegł na polanę. Habiba wstaje, opiera się na ramionach dwóch sąsiadek i z płaczem biegnie w stronę platformy ratunkowej. Tuż przed wyciągnięciem chłopca kobiety spuściły Habibę sprzed oczu.
Ratownicy podnieśli nosze i opuścili je na główną drogę, przykrywając maleńkie ciało fioletowym kocem. Po umyciu Badra Habiba leżała bez tchu na brudnym różowym materacu przed budynkiem. Ratownicy i mieszkańcy wsi przenieśli później ciało przez miasto. Z pochylonymi głowami, ustawili się w kolejce, aby odmówić ostatnią modlitwę, zanim ciało zostanie zabrane do grobu. Delikatnie umieścili mały tobołek owinięty białym materiałem w czerwonej ziemi, a następnie przykryli go betonowymi blokami.
Rania Najji, lat 24, której rodzina mieszkała w pobliżu Habiby, powiedziała, że w nocy wszyscy mieszkańcy wioski spali na otwartej przestrzeni, na zimnie. Nie przybyły żadne namioty, ale darczyńcy przynieśli mnóstwo jedzenia – dodał.
„Rząd Maroka nie przyniósł nam niczego poza pomocą ratunkową i służbami ochrony ludności” – powiedział. „Ludzie chcą dostępu do żywności, mleka dla niemowląt, ubrań i pieluch”.
W poniedziałkowy wieczór do wioski przybył personel ratunkowy, lekarze i pielęgniarki.
Dwadzieścia mil na południe podejście do Talat N’yaakoub, małego miasteczka z centralnym rynkiem, było zablokowane przez karetki pogotowia i prywatne samochody prowadzone przez ochotników przywożących zaopatrzenie, wzdłuż wąskiej górskiej drogi pełnej serpentyn i zaśmieconej gruzem skalnym. Niezbędne zapasy – wodę, koce, żywność – noszono na grzbietach osłów, aby dotrzeć do wiosek niedostępnych samochodem.
W mieście nie oszczędza się niczego: domy z cegły mułowej i betonowe sklepy walają się w stosy. Ratownicy w 20-30-osobowych zespołach pracowali do wyczerpania przy odkopywaniu ciał, po czym byli zastępowani przez inne ekipy.
Hamza Jilaf, lekarz-wolontariusz, powiedział, że on i jego koledzy byli pierwszymi ratownikami, którzy przybyli do Talat Nyakub w niedzielę wieczorem i zdecydowali się „przyjechać i pomóc”. Powiedział, że zespół z oddalonego o 250 mil miasta Kauibka przywiózł trzy prywatne karetki pogotowia.
Droga była „bardzo trudna”; Aby zespół mógł się ruszyć, buldożer musiał usunąć kamienie. Noc spędzili w Talat N’yaqoub, „udzielając pomocy i lekarstw tak wielu osobom, ilu mogliśmy” – powiedział. W poniedziałek kontynuowali wspinaczkę na wzgórze i udzielili pomocy siedmiu kolejnym wioskom.
„Sceny były przerażające” – powiedział. „Brak prądu, wody, jedzenia. Osoby ze złamanymi kończynami i plecami. Osoby z otwartymi ranami i problemami z oddychaniem.”
W poniedziałek w Talat N’yaqub ratownicy obrony cywilnej nie mieli już nadziei na uratowanie ludzi. Teraz ta praca, powiedział ratownik, to „misja ratunkowa”.
Morris relacjonował z Berlina, a Fahim ze Stambułu.